Turystyka i Rajdy
Kwietniowy weekend z pewnością na długo pozostanie w pamięci. Planowany od kilku miesięcy wyjazd „gratem” na Mazury wreszcie został sfinalizowany. I to nie byle jak, bowiem wozem, którym mieliśmy przyjemność dotrzeć do Starych Kiejkut i zwiedzić nieco okolic był… Tarpan.
Tarpan trafił w ręce Atoma już niemal cztery lata temu. Osobiście pojechałem na Podlasie aby wybić koledze z głowy zakup tego kuromysła. Z tym że owo wybijanie poparłem słowami „jest doskonały, bierz”. Tak też się stało. Wóz był kompletny i w zasadzie na chodzie, ale warstwa blacharska wymagała interwencji, podobnie jak silnik, który lata swej świetności miał już dawno za sobą. Jednak „sprawy różne” sprawiły, że remont bardzo rozciągnął się w czasie. Dopiero przed kilkoma tygodniami udało się dokręcić ostatnie elementy, zrobić przegląd i rozpocząć pierwsze jazdy. Pierwszą dłuższą trasę Tarpan miał odbyć na północny zachód. Jest piątkowe południe i wraz z przyjaciółmi spotykamy się na u Karola w Wołominie. Karol Tarpanem pokonał już ponad 140 kilometrów.
Bagaże wrzucone na „pakę”, teraz jeszcze tylko zerknąć, czy z silnikiem wszytko gra.
Przy silniku miałem swój drobny udział. Demontaż i diagnoza odbywała się w Głownie do bladego świtu. Werdykt, nie warto remontować. Werując ogłoszenia znaleźliśmy silnik po remoncie , nawet przyzwoitym. Tym sposobem kolega Atom wrócił z dwoma silnikami. Jednym w skrzynce, a drugim całym odebranym w drodze powrotnej z Międzyrzeca Podlaskiego. Miałem przyjemność uruchamiać owy silnik na stanowisku przed montażem do auta. Udało się.
Pierwszy postój zrobiliśmy za Beniaminowem. Tarpan odpoczął nieco w cieniu, my zaś udaliśmy się zobaczyć pozostałości dawnego fortu w tej miejscowości. Przez ostatnie lata miejsce to było ogrodzone i zamknięte na trzy spusty, a tablica informowała, że to teren prywatny i że wchodzić nie wolno. Teraz tablica zniknęła (za to jest tablica informacyjna o obiekcie, wystawiona przez Powiat Legionowski), a brama jest otwarta. Można teraz bez trudu zobaczyć jak dziś wygląda rosyjski fort z XIX wieku, który wraz z innymi umocnieniami miał niegdyś osłaniać od północnego wschodu Warszawę.
Są też pamiątki z ostatniej wojny. W forcie Niemcy urządzili obóz jeniecki, o czym dziś świadczy choćby ten oryginalny napis sprzed około 75 lat
Po zajęciu fortu przez Rosjan został w 1944 r. przez nich częściowo wysadzony w powietrze
Warto tu zajrzeć.
Tymczasem wracamy do Tarpana…
i przez Nieporęt i Serock kierujemy się na Szczytno. W Pułtusku mijamy dawne rosyjskie koszary, które dziś popadają w ruinę.
A w Przasnyszu dołącza do nas Adameo i jego Mercedes w110. Przyznam, że z chęcią przesiadam się do tego wozu. Po przesiadce z Tarpana do Mercedesa czuję się… jakbym wsiadł do Mercedesa.
Tarpan to bardzo ciekawy wóz, jednakże komfort jazdy jest dość dyskusyjny.
To jedyny polski „SUV”, który, można powiedzieć, że wyprzedził swoją epokę. Problem tego wozu polega na tym, że tak na dobrą sprawę jest to krzyżówka wszystkich produkowanych w tym czasie w naszym kraju samochodów osobowych i dostawczych z kilkoma metrami kwadratowymi płaskiej blachy. Zawieszenie od Żuka, silnik i skrzynia biegów od dużego fiata, klamki i kierunkowskazy od malucha… Z jednej strony nie ma problemów z dostępnością części zamiennych, ale jakość wykonania jest mizerna, nawet jak na rok 1989. Jednak w połączeniu z „szybkim” mostem od Wołgi Tarpan potrafi bez trudu utrzymywać na trasie prędkość rzędu 90-100 km/h, choć wewnątrz kabiny jest głośno. Ale to przecież wóz rolniczy, który miał służyć rolnikowi w dowiezieniu prosiaka na targ, czy zwiezieniu płodów rolnych, w czym pomóc miała regulowana długość „paki”. W niedzielę zaś przegrodę się odsuwało i do dyspozycji było aż 6 miejsc siedzących, można było wiec całą rodziną jechać do kościoła.
Tarpan wyposażony był w instalację gazową, dzięki czemu podróż nie jest dziś koszmarem dla kieszeni. Spalanie wyniosło około 10 litrów gazu na 100 km.
Przejechaliśmy przez Chorzele i kilka kilometrów dalej wjechaliśmy na teren dawnych Prus Wschodnich. Pierwszym miasteczkiem przy dawnej granicy był niegdyś Wielbark, w którym zachowała się dawna zabudowa
Popołudniem, beż żadnych niemiłych niespodzianek dotarliśmy zaś na miejsce, do Starych Kiejkut, na Jackową działkę.
Wieczorem dojechał też Maciek perfekcyjnie odrestaurowanym fordem capri, dla którego droga na Mazury była również jedną z dłuższych tras.
Następnego dnia ruszyliśmy na długo planowaną „objazdówkę”. Tym razem postanowiliśmy ruszyć w kierunku zachodnim, na Warmię. Chętnych jest nas sześć osób, zatem w sam raz się mieścimy do Tarpana. W drogę po mazurskich drogach!
A te boczne oglądamy też z perspektywy „paki”. Nie do końca legalna jazda na pace bardzo przypadła mi do gustu. Piękna pogoda, wiosna w rozkwicie, a na pace o dziwo było 100X ciszej jak wewnątrz! Niezapomniane wrażenia.
Oto typowy mazurski sklep i typowe warmińsko – mazurskie samochody Większość wozów na tutejszych tablicach to około 20 letnie VW i Audi.
Jest trochę opli i to tyle. Skód nie ma, bo to mało prestiżowe wozy są. Co innego audi 80!
Golf II to w naszych okolicach prawdziwy klasyk, lesz 200 kilometrów na północ jest to zwykły codzienny wóz, jakich pełno
tym ciekawsza jest taka odmiana
Pierwszy przystanek to Święta Lipka. Zostawiamy samochód na parkingu i zagaduje nas miły pan w średnim wieku, zapraszając do muzeum, znajdującego się nieopodal. Nie opieramy się i nie żałujemy. Na miejscu zgromadzono liczne pamiątki dotyczące Kościoła, od czasów Chrystusa aż po współczesność
Naszym zdaniem największą częścią jest wystawa odbiorników radiowych, będących własnością, jak się okazało, naszego przewodnika
Najciekawszym bez wątpienia obiektem w Świętej Lipce jest okazałe Sanktuarium Maryjne Jezuitów.
a oto i nasza wesoła załoga
Opuszczamy Świętą Lipkę i jedziemy do nieodległego Reszla. To niewielkie miasteczko zachowało swój średniowieczny koloryt i układ urbanistyczny, zaś najciekawszym obiektem jest bez wątpienia średniowieczny zamek, pamiętający czasy Krzyżaków.
Zamek jak zamek…
Ale miejsce samo w sobie jest przerażające. W zamkowych lokach i w wieży prezentowana jest dość osobliwa wystawa… średniowiecznych i nowożytnych urządzeń tortur. Prezentowane są najróżniejsze machiny, których cel był jeden – zaoferowanie nieszczęśnikom maksimum bólu przy jednoczesnej zapobieżeniu przedwczesnemu zgonu. Są też oczywiście pokazane maszyny, które służyły wyłącznie do egzekucji, robiące to przy tym w taki sposób, aby pokazać innym, iż nie warto iść w ślady straconego. Ryciny z epoki doskonale ukazują zasadę ich działania…
Ludzka kreatywność w tym zakresie doprawdy zdumiewa. Wystawa skłoni do refleksji nawet najgłupszego dresiarza, a wnioski są bardzo różne. Od bardzo smutnych, iż człowiek gorszy jest niż zwierze, bo te nie zabijają w tak wyrafinowany i przerażający zarazem sposób. Ale są też dobre strony. Dziś żyjemy w zdecydowanie lepszym świecie, a nawet tak z pozoru okrutny XX wiek wydaje się rajem na ziemi. Komora gazowa, czy doły śmierci wydają się być niczym w porównaniu do stosu, łamania kołem, garoty, czy nabicia na pal… W każdym razie każdego, kto chciałby zwiedzić zamek z dziećmi zachęcam do chwili rozwagi, czy jest to oby na pewno dobre miejsce.
Warto w tym miejscu jeszcze dodać że wystawa staje się bardziej sugestywna, bowiem reszelski zamek przez wiele lat pełnił funkcję więzienia i wiele z prezentowanych eksponatów była tu z pewnością użytkowana na co dzień. Co istotne, właśnie w Reszlu stracono ostatnią „czarownicę”, Barbarę Zdunk, która spłonęła tu w 1811 r.!
Z reszelskiego zamku rozciąga się panorama miasta,
lecz jeszcze lepszy widok oferuje kościelna wieża, o wysokości 52 metrów.
Opuszczamy Reszel i tym razem udajemy się do Lidzbarka Warmińskiego. Tu zaczyna się szlak gotycki, gdzie każda większa miejscowość ma kościół pamiętający czasy Krzyżaków
W Lidzbarku Warmińskim oglądamy zamek Biskupów Warmińskich, jeden z największych, a z pewnością najlepiej zachowanych zamków gotyckich w kraju.
Miasto zachowało swój dawny urok, który potęguje przepływająca przez nie rzeka Łyna
Wracamy do Kiejkut. Po drodze gdzieś pośród niczego zatrzymujemy się zatankować.
Województwo Warmińsko – Mazurskie nie należy do zbyt zamożnych, co doskonale widać po krajobrazie. Pośród bezkresnych łąk co i raz widać zaniedbane poniemieckie siedliska. Nowych budynków praktycznie brak. Jadąc bocznymi drogami widać dawną świetność tych terenów, w tym ślady dawnych linii kolejowych, biegnących na tych ziemiach, dzięki którym Niemcy w 1914 r. tak szybko mogli przerzucić swą armię i zadać decydujący cios Rosjanom, a rok później wyprzeć ich z terenu Kongresówki. Niżej widoczny jest dawny wiadukt kolejowy w Nowych Kiejkutach
Po południu wróciliśmy do naszej bazy w Starych Kiejkutach. Tarpan spisał się na medal, pokonując tego dnia bez trudu z 6 osobami na pokładzie ponad 200 kilometrów.
Ostatni dzień to tradycyjne pakowanie i powrót do domów. Po śniadaniu poszliśmy jeszcze zobaczyć jak się „miewa” dawny cmentarz ewangelicki w Starych Kiejkutach, położony tuż przy drodze Nr 58, biegnącej ze Szczytna do Mrągowa. Z zewnątrz nic nie wskazuje, że za kępą krzaków po prawej stronie leży dawna nekropolia.
A jednak. Do naszych czasów przetrwało jeszcze kilkanaście nagrobków, w gorszym…
i beznadziejnym stanie
mieszka tu też lis – nekromanta, który swą norę wykopał wprost pod jednym z nagrobków.
I to by było na tyle, ale mamy początek sezonu.
Text:
www.gratywolomin.wordpress.com
Tarpanem po mazurskich drogach.
Paweł Zalewski www.silniki-zalewski.pl
Te: 531 281 889 mail: paderewsku@wp.pl